lifestyle
Rozgrzewające herbaty z chili

Intensywne, subtelne, ostre, mocne, eteryczne, aksamitne, piekące… Smak to ogromna paleta doznań. Co najważniejsze, jest ona także bardzo indywidualna i każdy z nas odczuwa smak na swój własny, niepowtarzalny sposób. Skojarzenia z konkretnym smakiem będą dla każdego z nas całkowicie odmiennym konstruktem. Dlatego opowieść o rozgrzewających herbatach z chili to przede wszystkim historia osobistego odczuwania smaku. Jest ona jednak spleciona z historią sensu stricto, ponieważ wszystko, co dobre, musi wyrastać z głębokich korzeni.
Chili
Ojczyzną papryk jest środkowa i południowa Ameryka. To kraina ciepła, wilgoci, ogromnych wysokości i bezbrzeżnych puszcz. Papryka, i ta ostra, i ta słodka, wywodzi się z podnóży Andów i w takich właśnie, gorących i wilgotnych warunkach, daje najlepsze owoce. Pierwsze ślady udomowionej papryki archeolodzy odnaleźli w południowo-zachodnim Ekwadorze. Jednak rozprzestrzenienie dzikiej papryki od Andów po Teksas prawdopodobnie zawdzięczamy naszym naturalnym sprzymierzeńcom: ptakom. Było to możliwe dzięki temu, iż ptaki nie posiadają receptorów odpowiedzialnych za odczuwanie ostrości.
Dlaczego chili pali?
Odpowiedź jest bardzo prosta: to przez kapsaicynę. Kapsaicyna to związek chemiczny, który działa jak ostrzeżenie, oszukując receptor TRPV1 – odpowiedzialny u ssaków za odczuwanie temperatury. Ten sam mechanizm, który ostrzega nas przed zjedzeniem gorącej potrawy, która mogłaby fizycznie nas poparzyć, oszukuje, że papryczka chili pali żywym ogniem, podczas gdy naprawdę w żaden sposób nic nam nie grozi. Dlaczego tak się dzieje? Naukowcy doszli do wniosku, że to mechanizm wspierający rozprzestrzenienie papryk: nasiona niesione przez ptaki – które nie mają receptorów TRPV1 – mogą swobodnie wykiełkować, jednak nasiona przemielone przez trzonowce ssaków kończą w ten sposób swój żywot. Dlaczego zatem tak lubimy owoce, które dostarczają tak ambiwalentnych przeżyć? To już zupełnie inna historia.
Chili: bungee i horror w jednym
Człowiek to bardzo ciekawy gatunek ssaka. Posiadamy mnóstwo mechanizmów obronnych, pomagających nam ustrzec się przed realnym niebezpieczeństwem. Odbieramy ostrzeżenie przed ekstremalnymi temperaturami, lęk wysokości chroni nas przed upadkiem. Jednak ciągle aktywnie poszukujemy doświadczeń, które pochodzą zza cienkiej linii zagrożenia, starając się jednocześnie utrzymać w stanie pełnego bezpieczeństwa. Stąd ogromna popularność lunaparków i kolejek górskich; dlatego nigdy nie brakuje chętnych na skok na bungee ani czytelników horrorów. Mrożący krew w żyłach film przyciągnie więcej widzów, niż sielankowy obraz spokojnego popołudnia bez przygód. Czy zatem chili jest jak horror w kuchni? Oczywiście. I to w sposób, który każdemu z nas odpowiada. To przygoda, która, mimo że pozwala na ekstremalne smakowe doznania, jest całkowicie bezpieczna.
Święta roślina Azteków
Historia papryczek chili, a przynajmniej wspólna historia papryczek chili i człowieka, sięga minimum 10 tysięcy lat wstecz. Ekspedycja naukowa w meksykańskiej prowincji Oaxaca odkryła ślady 10 odmian chili na stanowisku archeologicznym. Odkrycie zostało dokonane, nomen omen, w jaskini Silvia. Jeden z archeologów skwitował je stwierdzeniem: „Nie uprawia się tylu odmian chili, jeśli nie gotuje się wyszukanych potraw”. Trudno odmówić mu racji.
Samo słowo „chili” pochodzi z języka Azteków, nahuatl. Roślina ta była istotnym elementem kultur Majów i Azteków, nie tylko jako ważna ingrediencja kulinarna, ale także składnik receptur medycznych oraz środek do okadzania domów.
Wraz z odkryciem Nowego Świata, papryczki chili – nazwane wszak przez Kolumba „czerwonym pieprzem”, gdyż to właśnie pieprzu, najcenniejszej (wówczas) przyprawy Lewantu, poszukiwał podróżnik – rozpoczęły historię podboju globu. Przez Hiszpanię trafiły do poszukującej nowych doznań smakowych Europy, a dalej do Afryki i Azji. Dziś chili jest uznawana za sztandarowy element kuchni indyjskiej i bengalskiej, a wielu uważa, że właśnie stamtąd się wywodzi, choć jej prawdziwą ojczyzną są mgliste doliny Meksyku.
Herbaty z chili
Ślady chili, oprócz pojemników na żywność czy też naczyń na stanowiskach archeologicznych kultury azteckiej, znaleziono także w kubkach czy większych pojemnikach na napoje. Prawdopodobnie jednym z najpopularniejszych sposobów wykorzystania tej przyprawy było dodanie jej do kakao – kolejnej świętej rośliny Azteków. O tym jednak napiszę więcej innym razem. Tak czy owak chili od zarania swojej kulinarnej kariery uznane było za gwiazdę napojów. Aztekowie dodawali je do wody i czekolady; kultury Starego Świata prześcigają się w konceptach na ciekawe wykorzystanie mocy tej przyprawy. Znaleźć ją można w winie, piwie, kawie, różnego rodzaju drinkach, a nawet w lemoniadzie. Rzecz jasna, nie mogło jej zabraknąć w herbatach! Niektóre bardzo ciekawe propozycje to mieszanka ziół na bazie mięty z chili oraz moja ulubiona Loyd Tea czarna herbata o smaku wiśni z chili i kakao. Szczypta ognistego chili, wieńcząca aksamitne połączenie czekolady i soczystych wiśni, to smak, który ubarwi każdą chwilę. Koniecznie przeczytaj artykuł na jej temat [LINK] i spróbuj jej niezrównanego smaku. Pijąc ją pamiętaj o niesamowitej historii przyprawy, która zwojowała świat.